O dziwo, pomimo, że wiedziałam o czym jest film, zupełnie nie zepsuło to jego odbioru i dalej zamierzam sięgnąć po książkę, o której czytałam wcześniej u Młodej Pisarki.
Historia już w pewnym sensie znana, a właściwie sam pomysł znany, tym, którzy widzieli wcześniej „Wyspę”, a jednak inna. Dużo bardziej przemawia do mnie brytyjska estetyka, gra aktorska i mniejsza nachalność filmu. Z drugiej strony, film, może zbyt wcześnie zdradza pewne fakty, choć i tak pozostają szokujące. Początkowo niby sielankowy obraz elitarnej brytyjskiej szkoły z pensjonatem, wraz ze światem dziecięcych przyjaźni i gierek, odkrywa przed nami coraz więcej faktów i powoli zamienia się w senny koszmar. Nie chcę psuć przyjemności oglądania, tym ,którzy nie wiedzą czego po filmie się spodziewać, więc nie zdradzę „o co chodzi”. Bardzo poruszający i ciekawy film, piękne obrazy i wiszące gdzieś poczucie, że coś jest nie tak, że coś złego się zdarzy. Jednak to coś złego przychodzi stopniowo i powoli poznajemy jego ogrom. Film zmusza do zastanowienia się nad moralnością, nad tym co wolno, a czego nie w imię nauki, zmusza do zastanowienia się nad przemijaniem i życiem z poczuciem nieuchronności pewnych wydarzeń. Doskonała kreacja Carey Mulligan (Kathy), którą, z resztą bardzo cenię za jej wcześniejszą rolę w An Education i która zdecydowanie przyćmiła Keirę Knightley, co w mojej opinii nie jest trudne (aktorka jednej twarzy i jednego uśmiechu), choć, trzeba przyznać, że dobrze pasuje do swojej roli w tym filmie.
Kathy prowadzi nas przez swój świat, wspomnienia dzieciństwa i przyjaźni z Ruth i Tommym, subtelnie i powoli odkrywa przed nami swoje myśli, pragnienia i lęki. Nie ma tu walki, nie ma na nią miejsca, jest rodzierające poczucie bezsilności, zrozumienie rzeczywistości i pogodzenie się z i tak nieuchronnym losem. Najbardziej utkwiło mi w pamięci stwierdzenie Kathy, że niezależnie od tego ile czasu nam dano na tym świecie, nawet, gdy dożyjemy późnej starości, w obliczu śmierci wciąż pozostanie niedosyt...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz