wtorek, 22 marca 2011

Łosoś z porem pieczony w folii

To proste i pyszne danie, kuchni francuskiej,  warto spróbować.

Na dwie osoby:
2 filety z łososia po około 200g każdy
2 pory, tylko białe części, przekrojone na pół, a następnie na około 1,5 cm kawałki
Słodka śmietanka lub kremówka około 100 ml
Pół pęczka posiekanej natki pietruszki
Cytryna pokrojona na plasterki
Sól i pieprz
Oliwa z oliwek, około dwóch łyżek
Wykonanie:
Rozgrzewamy łyżkę oliwy na patelni i wrzucamy pora, lekko solimy, kiedy zacznie się rumienić, zmniejszamy temperaturę i dusimy pod przykryciem 6-8 minut.
Rozgrzewamy piekarnik do 220 stopni Celsjusza, przygotowujemy dwa duże kawałki folii, w której będziemy piec rybę, ryba, nie powinna być ściśnięta, dlatego kawałki foli odcinamy dość duże.
Środek folii smarujemy oliwą, na to kładziemy trzy plasterki cytryny, filet, solimy i pieprzymy, kładziemy połowę porów, posypujemy natką i polewamy śmietanką, i zamykamy pakunek od góry, powtarzamy z drugim filetem.
Wkładamy do piekarnika i pieczemy około 20-25 minut (można otworzyć pakunek i rozdzielić mięso, żeby sprawdzić czy ryba straciła już przeźroczystość w środku, bo grubsze filety mogą wymagać trochę więcej czasu)
Podajemy polane sosem, który wytworzył się w czasie pieczenia, lub, po prostu w folii.

piątek, 18 marca 2011

Nowa Fala

Jak ja lubię takie małe odkrycia, szukając jednej piosenki, która z resztą męczy mnie od lat kilku (dalej nie znalazłam, siostra dzięki za wsparcie i podsyłane linki:))odkryłam przypadkiem  francuską grupę Nouvelle Vague. Niezwykle przyjemna muzyczka, zachęcam do posłuchania, w sam raz na początek weekendu.

środa, 16 marca 2011

Karmel-Sukkar banat‎


Karmel chciałam zobaczyć już od jakiegoś czasu i cieszę się, że się udało. Tytułowy karmel, choć wygląda smakowicie, nie jest smakołykiem, a służy do depilacji, bo akcja filmu skupiona jest wokół malutkiego salonu piękności w Bejrucie.
Libańska reżyserka Nadine Labaki, która wcieliła się również w postać Layale, właścicielki zakładu, stworzyła barwny i ciepły obraz o kobietach. Film opowiada historie pięciu kobiet, w różnym wieku i z różnorodnymi problemami i marzeniami. Obserwujemy ich codzienne życie, rozmowy i dążenia, do szczęścia, miłości oraz wybory, których dokonują. Kobiety spotykają się w zakładzie, dyskutują o problemach, wspierają się na wzajem, próbują pomóc w rozwiązaniu problemów.  Dodatkowo ciekawe jest tło tych zmagań, rzeczywistość, w której przyszło im żyć,


Layale chce zarezerwować pokój w hotelu aby spędzić rocznicę z kochankiem i gdziekolwiek się udaje, pada pytanie o akt ślubu, samotnej kobiecie nie daje się możliwości spędzenia nocy w hotelu z jej nieślubnym partnerem. Dziewczyna pragnie szczęścia dla siebie, ale wkrótce, po poznaniu żony ukochanego zdaje sobie sprawę, że może się przyczynić się do czyjegoś nieszczęścia.



 Nisrine szykuje się do ślubu i nie tylko udaje przed rodziną ukochanego, że jest grzeczną i skromną dziewczyną, ale także ukrywa przed nim fakt, że nie jest dziewicą. Z pomocą i wsparciem przyjaciółek przechodzi operację przywrócenia błony dziewiczej.
Jamale walczy z upływającym czasem, próbuje zachować młodość i urodę, a także  zrealizować marzenia o karierze, jednocześnie zajmując się rodziną, nie czuje jednak ich wsparcia i jest zmęczona swoim życiem.
Rima, najbardziej skryta z bohaterek, ukrywa za twardą maską i złością swoją fascynację kobietami i orientację seksualną.
Najsmutniejsza ze wszystkich jest historia Rose, która nigdy nie znalazła w życiu czasu dla siebie i swoich uczuć, bo zajmowała się chorą psychicznie siostrą Lili i choć szansa na miłość pojawia się, w dość późnym już wieku, kobieta rezygnuje z tego uczucia, to luksus, na który nie może sobie pozwolić przy obowiązkach jakie sobie narzuciła.
Historie kobiet, nie są tak ważne jak ich emocje, cierpienie i  to jak sobie z nimi radzą i jak sobie pomagają. Labaki nie moralizuje, nie ocenia, pozostawia myślenie nam-obserwującym, a ona tylko pokazuje.

Dodatkowe atuty filmu, to piękne kolory, jak z filmów Almodovara i muzyka. Dla mnie również zobaczenie Bejrutu oczami jego mieszkanki, bo turyście miasto to wydaje się nowoczesne, otwarte, pełne energii i bardzo pociągające. W przeciwieństwie do innych krajów z dużym udziałem muzułmanów w przekroju wyznaniowym, czuje się swobodę, prawdopodobnie, dlatego, że udział chrześciajan jest też bardzo znaczny, ale głownie widać to patrząc po prostu na ludzi na ulicach i obserwując podejście do mnie, to znaczy kobiety turystki. Porównując pozycję kobiety z Dubajem czy Malezją, gdzie ja po prostu nie istniałam, w taksówkach, hotelach czy restauracjach, zwracano się wyłącznie do mojego męża (który notabene wygląda jak ArabJ), a przechodnie rzucali mu złe spojrzenia ze względu na białą, „rozebraną” żonę, która idzie sobie swobodnie, zamiast grzecznie dreptać za nim lub za rękę, w Libanie jest zupełnie normalnie. Z drugiej strony, pamiętam, że w zeszłym roku przed wyjazdem do Libanu, czytaliśmy, że o ile nie ma problemu z przekraczaniem granicy Libanu  na lotnisku w Bejrucie, to w przypadku wjazdu drogą lądową z sąsiednich krajów, powinniśmy mieć ze sobą akt ślubu, a kobieta w wieku pomiędzy 17- 30 lat podróżująca samotnie, pozwolenie męża i dodatkowe papiery... Czytałam, też o dużej skali i popularności zabiegów rekonstrukcji błony dziewiczej w krajach muzułmańskich i wśród muzułmanek za granicą, a przecież kobiety w tym filmie, kobiety na ulicach Bejrutu, są takie same jak wszędzie, mają podobne problemy i marzenia, to znaczy podobne i różne, bo co kobieta to cały ocean myśli, uczuć  i pragnieńJ

Polecam z czystym sumieniem, to ładny film i zostaje w głowie na dłużej.

wtorek, 15 marca 2011

Dwa księżyce


Książkę przeczytałam już ponad miesiąc temu i myślałam, że zabiorę się za napisanie o 1Q84 jak przeczytam kolejne części, ale zmieniłam zdanie. Nie wiem kiedy będzie mi dane kupić tom drugi, a na trzeci jeszcze trochę trzeba poczekać i zwyczajnie boję się, że zapomnę. I nie martwię się o treść, bo tego nie zapominam, ale raczej o wrażenie, jakie książka na mnie wywarła, bo to zaciera się z czasem i może się zmienić po przeczytaniu kolejnego tomu.
To było moje pierwsze spotkanie z autorem, takie na próbę i już wiem, że na pewno nie ostatnie. Bardzo odpowiada mi wplatanie elementów fantastycznych w całkiem realną rzeczywistość, co nasuwa skojarzenia z moim ukochanym Vonnegutem. Podoba mi się język jakim książka jest napisana, choć  to na pewno też duża zasługa tłumaczki.
Tytuł powieści nawiązuje do „Roku 1984” Orwella, natomiast „Q” pojawia się jako question mark (?).  Nawiązanie do „Roku” jest dość luźne, ale jakby na kilku poziomach. Z jednej strony jest to sekta Sakigake i tajemnicza postać jej lidera, który przywodzi na myśl Wielkiego Brata, z drugiej rzeczywistość, która nie jest co prawda wizją przyszłości, ale świata równoległego. Znak zapytania pojawia się w dacie, właśnie dlatego, że bohaterowie zadają sobie pytanie, czy naprawdę znajdują się w roku 1984, czy nagle obudzili się w  jakiejś nowej rzeczywistości.
Narracja prowadzona jest dwutorowo, w tym samym czasie, na przemian przeplatają się rozdziały, których bohaterem jest Aomame i Tengo. Aomame jest istruktorką samoobrony i masażystką w klubie fitness, a po godzinach płatną zabójczynią, natomiast Tengo to nauczyciel matematyki i początkujący pisarz i redaktor. Początkowo, nie widzimy związku pomiędzy bohaterami, następnie zaczynamy się go domyślać, aby w końcu zrozumieć, że znali się w dzieciństwie i na pewno los (a raczej autor) znów ich ze sobą połączy. Możemy się też domyślać, że kolejna część zwiąże losy obojga silniej z niebezpieczną sektą, a także rozwiąże lub odsłoni choć część tajemnicy Little People oraz powietrznej poczwarki i nowego świata, nad którym widać dwa księżyce.
Muszę też przyznać, że książka wciąga, zaczęłam czytać rano, do wieczora skończyłam, przerwałam tylko na małą wyprawę do lodówki, więc czekam niecierpliwie na dalszy ciąg. Jedno małe „ale” dotyczy korekty książki i nad tym wydawnictwo powinno popracować, znalazłam (i nie tylko ja) dwie literówki i jeden pomylony wyraz.

Sałatka meksykańska

Zdjęcie niestety nie oddaje różnorodności składników tej sałaty, ale zapewniam jest pyszna i sycąca, zarówno jako danie główne jak i dodatek do potraw kuchni meksykańskiej.

Składniki:
Pół główki sałaty, lub mieszane listki różnych sałat
Pomidor lub kilka pomidorków koktajlowych
Ogórek
Kilka rzodkiewek
Pół czerwonej cebuli
Małe dojrzałe awokado (przygotowane jak tu)
Sok z połowy limonki (do awokado)
Kawałek żółtego sera, ok 100g (jaki lubicie, miękki lub twardy, przeważnie używam miękkich kremowych serów , ale ostatnio zrobiłam tę sałatę z hiszpańskim manchego i smak był bardziej wyraźny) startego na drobnej tarce
Pół puszki czerwonej fasoli
kilka zielonych oliwek
Sos:
Pół kubka jogurtu naturalnego
Łyżka musztardy (dijon lub innej gładkiej)
Łyżeczka miodu
Pół łyżeczki pieprzu cayenne
Pół łyżeczki czerwonej papryki
Szczypta soli
Opcjonalnie:
Grillowana, pieczona lub smażona pierś z kurczaka pokrojona w paski

Mieszamy składniki sosu, polewamy sałatkę i podajemy z ciepłą tortillą.

Smacznego.

środa, 9 marca 2011

Wiosna

Przyszła w końcu! chociaż na Cyprze nigdy nie robi się naprawdę zimno, to zimę odczuwa się dość dotkliwie, przez dużą wilgotność a przede wszystkim sposób budowania, niedocieplone, wielkie okna i drzwi balkonowe, no i kafelki na podłodze w całym mieszkaniu. Poza tym czekam na wiosnę z utęsknieniem, bo tu trwa tylko chwilkę i zaraz będzie gorąco i lato, a ja tęsknię za porami roku, a zwłaszcza za najpiękniejszą - Wiosną. 
Poniżej kilka fotek ze spaceru w pobliskim parku.

Kocury wygrzewają się na słońcu.
kąpiel słoneczna:)
Lutowe maślaki!
kaczuchy
A także parę fotek z samochodu:
Prawda, że ładnie?