poniedziałek, 15 listopada 2010

Mój prywatny kurier filmowy

Oglądamy z X sporo filmów, nie aż tyle, co niektórzy kinomaniacy i nie tak ambitnie. W tygodniu zazwyczaj oglądamy 3-5 filmów, chyba, że nas wciągnie jakiś serial. Niestety nasze oglądanie jest mało wybiórcze i często oglądamy byleco, głupie, czasem naprawdę głupie amerykańskie komedie, z filmów, które obejrzałam wciągu ostatnich trzech tygodni najbardziej zapadły mi w pamięci „The private lives of Pippa Lee” i „An Education” dość niezłe było „The body of lies” i niezła była też muzyka, a „Public Enemies” choć za długi i nudny i od połowy filmu chciałam, żeby wreszcie zabili głównego bohatera i żeby się skończył, naprawdę zachwycił muzyką i mogłam się pogapić na Jonniego Deppa i Marion Cotillard, więc ujdzie.
„Prywatne życia..” odebrałam tak trochę osobiście i mam wrażenie, że wiele kobiet może je tak odebrać. Raz na jakiś czas robimy remanent w swoim życiu i uczuciach i odkrywamy, że jakaś cząstka była stłamszona i aż się rwie, żeby zabrać głos. Czasem przychodzi czas na zmiany, czasem bardzo radykalne i nie należy myśleć, że jest na to za późno, choć pewnie lepiej by było nie dopuścić do zagłuszania własnych potrzeb i myśli, bo to prowadzi do frustracji. Film pokazuje też, jak życie kształtuje osobowość, potrzebę bezpieczeństwa i relacje z najbliższymi oraz jak traumatyczne wydarzenia mogą na nowo odmienić te relacje. Widzimy też, jak mało wiemy o innych i jak bardzo ich „teraz”może odbiegać od dawniej. Film bez wartkiej akcji, wciągamy się w niego powoli i w czasie kiedy bohaterka odkrywa siebie, my powoli poznajemy więcej faktów dotyczących jej przeszłości. Świetna obsada (Robin Wright Penn, Julianne Moore, Winona Ryder, Monica Bellucci, Keanu Reeves, Alan Arkin) , dobrze zagrane role, naprawdę warto obejrzeć, najlepiej w babskim gronie.

„An Education”opowiada historię słodkiej i błyskotliwej nastolatki Jenny (Carey Mulligan), która daje się uwieść starszemu facetowi. Początkowo jest ostrożna, z czasem, gdy dowiaduje się więcej o obiekcie swojego zainteresowania jej fascynacja nim rośnie, pomimo lekkiej niechęce do jego „zawodu” idzie coraz dalej okłamując rodziców. Rodzice trzymają ją dość krótko, jedynym jej celem mają być studia na Oksfordzie, jednak i oni ulegają czarowi Davida. Przy nim Jenny poznaje świat, życie nocne, Paryż, w pewnym momencie David prosi ją o rękę. Ja mam wrażenie, że dziewczyna godzi się głównie ze złości, na własnych rodziców ( bardzo ciekawa rola Alfreda Moliny w roli ojca), którzy, widząc, że córka może wyjść za mąż uznają, że w tej sytuacji, studia nie są już koniecznością, a „gwoździem do trumny”jest reakcja dyrektorki szkoły (świetna jak zwykle Emma Thompson) na jej życiowe wybory. Jenny wybiera pozornie łatwiejszą drogę, żeby szybciej „zacząć żyć”, tym bardziej, że nie bardzo rozumie, czemu ta dłuższa i trudniejsza ma służyć i do czego ją zaprowadzić. Cóż wkrótce okazuje się, że prawda na temat Davida jest jeszcze gorsza niż dziewczyna zdawała sobie sprawę i jej życie rozsypuje się. Na szczęście Jenny ma dużo samozaparcia i postanawia walczyć żeby go nie zmarnować. Czytałam nie za dobre recenzje filmu i nie wiem czemu, mi się podoba, niektórzy potępiają film za „happy ending” ja bym go nie nazwała takim znowu „happy”, a przecież nieraz tak jest, że życie legnie w gruzach, a potem zawsze daje się odbudować, a może to tylko mój głupi optymizm i wola walki i zamiłowanie do „zaczynania wszystkiego od nowa” raz po raz. Zaciekawiło mnie też potępienie Jenny za materializmy, wybór wygodnego życia i brak uczucia do Davida, wydaje mi się, że jest i uczucie i fascynacja, a mogąc wybrać wygodne życie, po co być męczennicą? A na koniec, choć może od tego powinnam była zacząć podoba mi się Carey Mulligan w głównej roli, słodka, choć nie jakaś wybitnie piękna, wydaje się być istotą myślącą, co nie zawsze jest pewne wśród młodych (i nie tylko) aktorek i powinno jej zapewnić w przyszłości niezłe role, a przynajmniej taką mam nadzieję.

Obejrzeliśmy też „Chloe”, który to film właśnie wszedł do Polskich kin, jak mnie poinformował newsletter Filmwebu i postanowiłam przeczytać recenzję, które o dziwo była dobra. Dla mnie ten film jest jakiś taki wymęczony i przewidywalny, historia jakich było wiele i nie ratuje jej nawet kameralny klimat filmu ani dobra obsada (Julianne Moore, Liam Neeson i Amanda Seyfried).
Obejrzeliśmy też komedię „Killers” i kłóciliśmy się czy to najgorszy film jaki widzieliśmy w życiu, czy „My Super Ex-Girlfriend” mąż stawia na pierwszy, ja na drugi.
Bardzo się zawiodłam na „Did you hear about the Morgans?”, bo zazwyczaj lubię komedie z Hugh Grantem i oczywiście lubię Sarah Jessica Parker, choć po filmowych wersjach SATC trochę mniej ( na razie obejrzałam 1, 2 czeka i boję się do niej zabrać).
Na koniec zmęczyliśmy też „Tożsamość Bourna”, „Krucjatę” i „Ultimatum”, no może pierwszej części nie zmęczyliśmy, ale dwie pozostałe nas zmęczyły, w trakcie oglądania, zamiast się skupić, stwierdzałam „a pójdę zrobić herbatę, bo teraz będą się gonić przez kolejne 10 minut”, więc raczej słabo.
No i tyle by tego było, a muzyki z „Public Enemies”słucham teraz w kółko.

6 komentarzy:

  1. No, to ja mam do nadrobienia całą furę filmów :(
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. i jeszcze Otis - Ten Milion Slaves! Szlagier pewnych wakacji ;]

    Cesarz

    OdpowiedzUsuń
  3. wakacji 2009, puszczaliśmy to w kółko jak gdzieś szliśmy(z komórki), a jak byliśmy nad jeziorem to już myślałem że Magdzik mnie powiesi ;] Dla mnie film i ścieżka cała super. Fajnie nakręcone ujęcia. Dłużyzny może faktycznie były, nie pamiętam już ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. Hi,hi już sobie wyobrażam jak się Madzia wpienia:)to taki cudny widok:)ale ze mnie przyjaciółka...

    OdpowiedzUsuń
  5. Milczący wzrok zabójcy ;] no ale jakoś mi się upiekło. Po jakimś czasie jak nikt nie widział podrygiwała nawet w rytm. Hm dobra nic juz nie pisze bo jeszcze przeczyta i po mnie ;]

    OdpowiedzUsuń