czwartek, 9 lutego 2012

1Q84 Tom 3

To było zaplanowane wyłamanie się z niekupowania nowych książek, po prostu musiałam skończyć trylogię. Nie, nie przeszkadza mi, że książki czekają na półce (i wszędzie indziej gdzie da się je upchnąć) na swoją kolej, chodzi o względy praktyczne, może w końcu uda się stąd wyjechać i trzeba będzie wysyłać i wysyłać paczki, a książki są ciężkie, a zapas nieprzeczytanych spory.

Nie wiem czemu większość recenzji, które znajduję jest negatywna lub bardzo umiarkowanie pozytywna. Mi się ostatni tom podobał i podobała mi się całość, ale te mało pozytywne recenzje, wyszły spod pióra osób, które przeczytały więcej Murakamiego niż ja, więc nastawiają mnie pozytywnie do kolejnych książek, skoro są lepsze niż ta.
Na początku drażniło mnie wprowadzenie trzeciego, równoprawnego narratora w postaci Ushikawy, wydał mi się taką „zapchaj dziurą” spowalniająca akcję, z czasem go doceniłam, jako element spinający pozostałe postaci i wydarzenia. Również dzięki nowemu narratorowi autor przemycił sprytnie wiele nowych informacji, bez wyjawiania ich pozostałym bohaterom, aż do końca.
Podoba mi się motyw długo wyczekiwanej miłości i przeświadczenia bohaterów, że należą do siebie i jeżeli tylko się odnajdą to mają wspólną przyszłość. Liczyłam może na jakieś rozwiązanie tajemnic związanych z sektą, które nie nastąpiło. Całość jest zdecydowanie bardziej zamknięta i kameralna niż poprzednie części, niewiele tu akcji, w dużym stopniu wynika to z pogłębiającej się alienacji bohaterów od świata zewnętrznego i dosłownego zamknięcia w czterech ścianach w przypadku dwójki bohaterów.
Zastanawiałam się, czy bohaterowie rzeczywiście żyją w odmiennej rzeczywistości, skoro tak, dlaczego tylko Tengo, Aomame, Ushikawa i Fukaeri dostrzegają dwa księżyce? I czy rzeczywiście jest droga wyjścia z Miasta Kotów, czy też roku 1Q84, jak nazywają czasoprzestrzeń, w której się znajdują „wtajemniczeni”.
Murakami po raz kolejny stworzył ciekawy świat, równoległe światy? I wrzucił bohaterów do tej króliczej nory i wygląda na to, że od nich zależało jak to rozegrają i czy znajdą wyjście, a może właśnie, wcale nie od nich, bo przecież tak ważne było tu przeznaczenie?  

środa, 8 lutego 2012

Dobrze jest jak jest


Wiem zniknęłam, na całe wieki, nie będę się usprawiedliwiać, nie miałam ochoty na pisanie. Zdążył się zmienić rok i w naszym kalendarzu i w chińskim, dlatego życzę Wam wszystkiego...na co tylko macie ochotę. To ma być dobry rok i chcę w to wierzyć, bo w końcu musi, bo z tym, że „Dobrze jest jak jest” ja się nie zgadzam, choć i w tytule książki Annie Proulx użyła tego stwierdzenia przewrotnie, a nie dosłownie.

Od dawna chciałam przeczytać  coś Annie Proulx, zachęcona filmami na podstawie jej książek (Kroniki Portowe i Tajemnica Brokeback Mountain). Niestety, chyba nie trafiłam najlepiej, bo ja nie bardzo lubię opowiadania i Dobrze jest jak jest, tego nie zmieniło. To nie jest zła książka, po prostu nie do końca dla mnie. Autorka poświęca dużo czasu na przybliżenie nam postaci, kim są, co ukształtowało każdego z bohaterów i to byłby ciekawy element powieści, ale w opowiadaniu, które zaraz potem się kończy, było tego za dużo, albo całego opowiadania za mało.
Miejscem wydarzeń opowiadań jest Zachód Stanów Zjednoczonych, poznajemy losy, a właściwie fragmenty z życia pionierów, ranczerów i poganiaczy bydła, wszystkie tragiczne, zdecydowanie więcej tam walki o swoje miejsce na świecie, niż spokojnej codzienności. Z tej tematyki wyłamują się dwa opowiadania o piekle i szatanie, dodatkowo utrzymane w innym, satyrycznym klimacie.
Muszę przyznać, że poszczególne opowiadania zapadły mi w pamięć, ale po prostu czuję niedosyt, widzę materiał na więcej. Niemniej sięgnę po kolejną książkę autorki, bo styl pisania i kreślenia bohaterów oraz obrazowe opisy przyrody są obiecujące.