poniedziałek, 21 maja 2012

Trzynasta opowieść


To jedna z książek, które podobają mi się bardziej z tego co ostatnio czytałam, ale nie aż tak, żeby ją nazwać najlepszą, czy ulubioną.
Przede wszystkim, jak mnie wkurzają te cholerne opisy na okładkach! Coś w stylu: „Miłośnicy "Cienia wiatru" Zafóna przeżyją jeszcze wspanialszą ucztę." Taki sobie chwyt marketingowy, a wprowadza w błąd, zawyża oczekiwania. To co obie powieści mają wspólnego, to temat książek, a w sumie nie często trafiamy na książki o książkach, miłości do nich i do czytania, drugą cechą wspólną jest element śledztwa i mrocznej tajemnicy, tu podobieństwa się kończą. Cień Wiatru, to dla mnie książka wybitna, taka, od której nie można się oderwać, a z drugiej strony chciałoby się ją oszczędzać, żeby starczyła na jak najdłużej, bo ciężko sobie wyobrazić, że nasza kolejna lektura dostarczy nam takich emocji, to przytrafiło mi się zaledwie kilka razy w życiu, a książek przeczytałam pewnie setki.
Wracając do Trzynastej opowieści, to naprawdę dobra książka, jak się na nią patrzy w oderwaniu, bez porównywania jej do tej czy innej pozycji. Czytałam też recenzje, które wrzucają tę powieść do jednego worka z Wichrowymi Wzgórzami, czy Jane Eyre, no i pytam się po co? Oczywiście do takich porównań od razu podchodzę sceptycznie, ciężko stworzyć coś, co od razu stanie się klasyką. Choć zgodzę się, że może bliżej już Trzynastej Opowieści w tym kierunku, bo akcja rozgrywa się Anglii i ma trochę klimatu dawnych brytyjskich powieści, a główna bohaterka lubuje się w literaturze epoki wiktoriańskiej.
Trzynasta opowieść jest bardzo ładnie napisana, aż za poprawnie, szczerze mówiąc trzeba przebrnąć przez tę podręcznikowość na początku i później czyta się świetnie. Akcja wciąga, z czasem, zamiast odsłaniać i wyjaśniać, pojawia się coraz więcej wątków i tajemnic, a my naprawdę „wpadamy”.
Na poczatku poznajemy główną bohaterkę, trochę bezbarwnego mola książkowego, który pracuje w antykwariacie ojca i hobbystycznie pisuje biografie. Do Margaret zgłasza się znana pisarka z prośbą, a w zasadzie żądaniem, spisania jej biografii, sprawa o tyle dziwna, że pisarka stworzyła wcześniej setki wersji swojej przeszłości na potrzeby licznych wywiadów, ale żadna z nich nie wydaje się wiarygodna i nie pokrywa się z innymi. Margaret zamieszkuje z Vidą, spisuje ich codzienne rozmowy i prowadzi własne śledztwo na kilku różnych płaszczyznach, a także powoli zaczyna walczyć z własnym i demonami. To czego się dowiemy na pewno nas zaskoczy i ciężko będzie się oderwać od lektury i żeby tego nie popsuć, nie powiem już nic więcej.

czwartek, 17 maja 2012

Papierowy Motyl- Diane Wei Liang


Cóż, reklamowanie tej książki jako porywającego kryminału i zaliczanie pisarki do najwybitniejszych autorów gatunku to duża pomyłka. Owszem jest wątek kryminalny, ale brak tajemnicy, w zasadzie od początku domyślamy się kto, a czekamy na to, żeby się dowiedzieć dlaczego i jak. To nie jest zła książka, ale dobra też nie jest, gdyby nie to, że jest króciutka i przeczytałam ją w dwa wieczory w łóżku, to pewnie byłabym bardziej zawiedziona.
Mei Wang, nowoczesna, młoda kobieta prowadzi w Pekinie agencję detektywistyczną, w dodatku prowadzi ją nielegalnie jako agencję konsultacyjną, bo w komunistycznych Chinach tego typu działalność nie jest dozwolona.  Kobieta zostaje wynajęta przez agenta gwiazd do rozwikłania delikatnej sprawy zaginięcia popularnej piosenkarki.
Równolegle obserwujemy losy młodego mężczyzny, świeżo zwolnionego z przymusowych robót i oczywiście wiemy, że dwie historie połączą się ostatecznie w jedną całość. Podczas śledztwa detektyw Weng zmaga się również ze swoją przeszłością, decyzjami i historią rodziny.  Dzięki tym wspomnieniom liźniemy odrobinę historii Chin, a dokładnie wydarzeń na placu Tian'anmen i z tego okresu, odrobinę chińskich zwyczajów i trochę wiadomości o Pekinie.
Niestety, nie wiem jaki miał być z założenia odbiorca książki, miłośnik kryminałów będzie zawiedziony, każdy, kto wie trochę więcej o Chinach, ich historii i zwyczajach i przeczytał parę innych pozycji, których akcja rozgrywa się w Chinach, również się zawiedzie. Dla mnie plusem było trochę opisów Pekinu, do którego za chwilę wybieram się po raz pierwszy, ale nawet jeśli chodzi o to zadanie, dużo lepiej spisała się Lisa See w Sieci Rozkwitającego Kwiatu, którą czytam w tej chwili.
Decyzję, czy warto pozostawiam Wam, jeśli książka wpadnie Wam w ręce, można przeczytać, ale nie jest to jedna z tych pozycji, na które warto polować.

Quinoa z brokułami

Ten przepis jest dla Marty, bo to u niej po raz pierwszy jadłam Quinoa i to była miłość od pierwszego spróbowania, a także dlatego, że nie zawiera mięsaJ Choć podczas tej wizyty w Pradze byliśmy razem z X u szczytu możliwości pochłaniania pokarmów wszelakich, w zasadzie jedliśmy bez przerwy i bez przerwy planowaliśmy co zjeść, więc moja percepcja mogła być zaburzona. Mimo wszystko okazuje się, że nie, i że Quinoa jest pyszna i na stałe zagościła na naszej półce kuchennej. Co do tej wizyty, hmm, mój mąż do dziś się boi, że Marta i Juraj nie będą nas chcieli więcej oglądać, bo na pewno mają nas za potwory, bo kto je AŻ TYLE!
Uwielbiam ten przepis, oprócz quinoa pyszne brokuły i może być jeszcze feta i awokado, czego chcieć więcej?

Podwójnie brokułowa Quinoa
Przepis stąd: 101cookbooks.com z małymi zmianami
1-1,5 filiżanki quinoa
5 filiżanek różyczek brokułów
3 ząbki czosnku
2/3 filiżanki krojonych migdałów bez skórki lub migdałów w plasterkach lekko uprażonych na suchej patelni
1/3 filiżanki świeżo startego parmezanu
2 szczypty soli
2 łyżki soku z cytryny (dodaję więcej)
¼ filiżanki oliwy z oliwek (pomijam, dodaję olej z chili*)
¼ filiżanki tłustej śmietanki (dodaję gęsty grecki jogurt)

Dodatkowo, opcjonalnie:
Świeża bazylia, olej z chili, pokrojone awokado, pokruszona feta lub kozi ser
Wykonanie:
Płuczemy quinoa, zalewamy podwójną ilością wody (na filiżankę dwie filiżanki wody) i gotujemy na wolnym ogniu, przykrytą, przez około 15 minut, aż wchłonie wodę
Brokuły gotujemy na parze, lub w garnku z wrzątkiem, przez 1-1,5 minuty, tak żeby dalej były sprężyste, ale nie zupełnie surowe.
Dwie filiżanki brokułów, czosnek, ½ filiżanki migdałów, parmezan, sól i sok z cytryny i jogurt wrzucamy do food processora i zamieniamy w pesto. (Ja mam tylko mały blender, więc u mnie to walka na raty...zaczynam od czosnku, parmezanu i migdałów, wyciągam połowę do miseczki, miksuję połowę brokułów, soku z cytryny i jogurtu, potem resztę i całość mieszam, muszę kupić większy blender, kiedyś, jak moja kuchnia się magicznie rozciągnie.)
Przed podaniem mieszamy quinoa z pozostałymi brokułami, pesto, w razie potrzeby dosalamy, dodajemy soku z cytryny, podajemy posypane pozostałymi migdałami i jeżeli chcemy z plasterkami awokado i pokruszoną fetą, możemy też polać olejem z chili.
Polecam!
*Olej z chili
½ filiżanki oliwy z oliwek i 1 i ½ łyżeczki płatków chili
Oliwę podgrzewamy w garnuszku, tak, żeby była gorąca, ale nie dymiła, odstawiamy na bok, dodajemy chili, mieszamy, zostawiamy do ostudzenia. Przechowujemy w lodówce, ale przed użyciem wyciągamy, żeby się ogrzała do temperatury pokojowej.