środa, 12 stycznia 2011

Smakowita "Zupa z Granatów"


“Zupę z Granatów” Marshy Mehran zabrałam jako książkę „na drogę” do Polski. Stała sobie u mnie na półce już od ponad roku, bo okładka i opis z niej skusiły mnie do jej zakupienia w zeszłym roku w listopadzie, a objętościowo wyglądała jak coś w sam raz na podróż samolotem i czekanie na lotnisku.
Autorka przedstawiła losy trzech sióstr Aminpur, które kilka lat wcześniej uciekły z ogarniętego wojną Iranu i w przypadku Bahar, środkowej siostry, również od męża potwora. Dziewczyny początkowo znalazły się w Londynie, jednak i stamtąd musiały uciekać.
Książkę rozpoczyna przybycie sióstr do małego irlandzkiego miasteczka Ballinacroagh, gdzie otwierają Cafe Babilon, serwującą egzotyczne, perskie potrawy. Najstarsza z sióstr, Mardżan stara się zastąpić siostrom matkę, chroni je i opiekuje się jak tylko może, to ona też ma niezwykły talen do wyczarowywania cudownych potraw. Dzięki temu talentowi i sile Mardżan dziewczęta zjednują sobie po woli przychylność początkowo nieufnych mieszkańców miasteczka. Czytając od razu nasuwają się skojarzenia z „Czekoladą” (filmem, bo książki nie czytałam), historia jest w wielu elementach podobna, podobny jest klimat, walka o akceptację, jeden zły człowiek, który w zasadzie „trzęsie” całym miasteczkiem, wątek kulinarny,  a nawet cyganie. Na szczęście książka nic a nic na tym nie traci, historia wciąga, ciekawe są wspomnienia sióstr z Iranu, z początków wojny. Dla mnie dodatkowym plusem jest zamieszczony w każdym rozdziale przepis na danie kuchni Irańskiej i na pewno te przepisy wypróbuję. Książkę czyta się łatwo i szybko, ale nie jest płytka, przykre wspomnienia sióstr dają do myślenia, choć odbiór całości jest bardzo pozytywny i budujący. Podsumowując bardzo smakowite i przyjemne czytadło na niezłym poziomie i już kupiłam kontynuację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz