poniedziałek, 24 stycznia 2011

Holokaust oczami dziecka


"Złodziejka książek", to taka książka, o której nie do końca wiem, co myśleć. Na początku trochę mnie drażniła, potem nie mogłam się oderwać, pod koniec raz po raz płakałam.
Muszę przyznać, że sam pomysł na książkę, a właściwie na narrację, jest bardzo ciekawy, historię opowiada śmierć. Nasz narrator, to pełen współczucia, ciężko pracujący obserwator rzeczywistości hitlerowskich Niemiec i toczącej się wojny.
Główną bohaterką jest mała dziewczynka, Liesel, która w na samym początku opowieści traci całą rodzinę, nie pamięta ojca, na jej oczach umiera brat, mama zostawia ją u zastępczej rodziny, żeby tam przeczekała wojnę.
Początkowo wydaje się, że pobyt u przybranych rodziców, będzie kontynuacją nieszczęść dziewczynki, okazuje się jednak, że jej nowy „papa” ma wielkie serce, a mama wcale mu nie ustępuje w tej kwestii, choć próbuje ukrywać swoje uczucia pod pozorną szorstkością i masą przekleństw i krzyku. Poznajemy historię normalnego dziecka, w zupełnie nie normalnej rzeczywistości, próby dopasowania się do szkoły i podwórka, przyjaźnie, oraz trudności jakie Liesel ma z nauką, związane z kiepsko opanowaną umiejętnością czytania.
I tu o dziwo, okazuje się, że czytanie stanie się dla dziewczynki największą wartością i sposobem na przetrwanie. Obsesja Liesel na punkcie książek prowadzi do ich kradzieży, ale też do dalszych wydarzeń w jej życiu. Dzięki czytaniu dziewczynka zaprzyjaźni się z żoną burmistrza, będzie podnosić na duchu stłoczonych w piwnicy mieszkańców swojej ulicy, czytając na głos podczas nalotów bombowych, ostatecznie postanowi opisać swoją własną historię i ta książka ocali jej życie.
Autor bardzo wiarygodnie wprowadza nas w świat Liesel, jej lęki i tęsknoty, przyjaźń z Rudym, kolegą z podwórka, wyprawy „na pachtę” (jak to się za czasów mojego dzieciństwa i w moim rejonie Polski nazywało), kradzieże kolejnych książek oraz bardzo ważną w jej życiu i rozumieniu wojny przyjaźń z Maksem-Żydem, którego jej rodzice ukrywają w piwnicy.
Nie ma sensu streszczać całej historii z detalami, trzeba przeczytać, a czyta się bardzo szybko. Książka jest czasem może zbyt dosłowna, czasem język przesadnie barwny, ale na pewno wciąga i urzeka. Podczas lektury przychodziły skojarzenia z jedną z moich ulubionych książek z dzieciństwa „Moje drzewko pomarańczowe” José Mauro de Vasconcelosa, czy też książeczką, którą dostałam w zeszłym roku od mojej mamy „Oskar i Pani Róża”Erica-Emmanuela Shmitta, i tak też należy na nią patrzeć, jak na trochę baśniową, ale mądrą książkę dla dzieci, w której jednak i dorośli znajdą dużo dla siebie.

1 komentarz:

  1. Właśnie skończyłam czytać "Złodziejkę" - jestem zauroczona. Teraz muszę złapać oddech i wkrótce napiszę recenzję.

    Tymczasem myślę, że "Pod siódmym niebem" to idealne miejsce dla książki, w której śmierć opowiada o subtelności kolorów nieba, a główna bohaterka mieszka przy Himmelstrasse :-)

    OdpowiedzUsuń