środa, 12 stycznia 2011

Lód i woda, woda i lód


Podczas pobytu w Polsce i w drodze powrotnej czytałam „Lód i woda, woda i lód” - Majgull Axelsson. Zachęcona recenzjami książek autorki na kilku blogach, które poczytuję (Czwarta siostra wg AxelssonDom AugustyLód i woda, woda i lód ) już od jakiegoś czasu chciałam przeczytać coś, co napisała. Chciałam zacząć od Domu Augustyny lub Kwietniowej Czarownicy, ale w moje ręce wpadała właśnie ta książka.

Akcja książki toczy się na kilku planach czasowych i opowiada ona historię kilku bohaterów. Punktem wyjściowym jest wyprawa lodołamacza Odyn na Ocean Arktyczny, w której bierze udział 60-osobowa grupa naukowców w tym główna bohaterka-Susanne. W czasie podróży, ktoś wielokrotnie włamuje się do jej kabiny i pozostawia ślady swoich wizyt, próbując ją zastraszyć. Susanne pomimo przerażenia próbuje ukryć ten fakt przed pozostałymi pasażerami i załogą.
Dowiadujemy się, że Susanne jest autorką popularnych kryminałów i trochę czuje się jak bohaterka jednego z nich, jednak dopiero jej wspomnienia wyjaśniają lepiej jej dość dziwną reakcję na nękanie przez współpasażera.
Powoli poznajemy historię trzech pokoleń kobiet z rodziny Susanne i to jak przeszłość ją ukształtowała, a raczej okaleczyła. Poznajemy historię mamy Susanne Inez i jej siostry bliźniaczki Elsie, które bardzo sobie bliskie jako dzieci, z wiekiem tracą zupełnie wspólny język i narasta między nimi coraz większa niechęć. Okazuje się, że Susanne zupełnie zabrakło matczynej miłości, bo ta całe swoje uczucie przelała na jej „przyszywanego brata” Bjorna, którego porzuciła jeszcze jako niemowlę jej siostra bliźniaczka.
Z czasem wyjaśniają się motywy kierujące Elsie, a także widzimy, że nigdy nie przestała czuć się winna i analizować swojej decyzji. Widzimy też jak wydarzenia z dzieciństwa wpłynęły na bliźniaczki, a także, że nie uchroniło ich to przed popełnieniem całej masy błędów i skrzywdzeniem ich własnych dzieci.
Co denerwuje to, cała masa niedopowiedzeń między bohaterami, czytając miałam wrażenie, że gdyby posadzić bohaterów, zmusić ich do dialogu, ich życie było by łatwiejsze, a dźwigany ciężar mniejszy. To samo dotyczy relacji Elsie i Inez z ich matką. Nie mam nawet na myśli wielkiego pojednania i happy endu, a tylko uwolnienie się od tych „duchów przeszłości”, żeby bez nich iść dalej. Elsie podejmuje tę próbę z Bjornem, wybiera jednak, dość bezmyślnie, zły moment. Miałam też wrażenie, że ten ogrom frustracji, konfliktów i nienawiści nie pozwala bohaterom w pełni dojrzeć, mimo upływu lat. Widać taką egoistyczną postawę, „byłam skrzywdzona, jestem nieszczęśliwa, to teraz mi się należy (wybaczenie, nowy start, itp. ). Dojrzałą analizę i spojrzenie na przeszłość widać dopiero pod koniec powieści u Susanne, która też już nie jest w tym momencie młódką. Natomiast, dzięki tak zbudowanym postaciom udało się autorce stworzyć naprawdę wciągającą i rozbudowaną historię, którą czyta się naprawdę szybko.
Dzięki retrospekcjom i licznym wątkom chcemy czytać dalej, aby poznać ciąg dalszy każdej historii i każdego bohatera i pozostaje nam niedosyt nawet po zakończeniu lektury.

Muszę jeszcze dodać, że przeczytałam recenzje kilku osób rozczarowanych książką, ze względu na powtarzalność autorki w stosunku do jej poprzednich powieści. Dla mnie było to pierwsze spotkanie z Axelsson i na pewno nie ostatnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz