Z powrotem w domu, z powrotem w pracy, wszędzie zaległości, nierozpakowane walizy, sterty prania i powoli powrót do rutyny: praca, joga, zakupy, gotowanie, oglądanie filmów, za chwilę grecki. No i skoro postanowiłam pisać bloga, to trzeba cosik naskrobać. Na wakacje, do czytania zabrałam Ostatnią Noc w Twisted River Johna Irvinga.
Muszę przyznać, że jestem wielką fanką Itego autora i przeczytałam wszystko co napisał oprócz Metody Wodnej, bo jakoś nie mogłam się do niej przekonać. Za każdym razem, kiedy pojawia się jego nowo książka, czuję się jak dziecko, które ma właśnie odpakować prezent gwiazdkowy. Różnica jest taka, że nie muszę czekać na gwiazdkę, żeby to poczuć. Tylko kupić i biec do domu i czytać. No może trochę inaczej było tym razem, kupiłam Ostatnią Noc w Twisted River w sierpniu w Polsce wraz z kilogramami innych książek i oszczędziłam na wakacyjny wyjazd, czyli poczekała sobie miesiąc (dobra objętość na dwa tygodnie, jest szansa, że wystarczyJ).
Przeczytałam, że to powrót Irvinga w dobrym, starym stylu, cóż dla mnie każdy powrót Irvinga jest w dobrym, starym stylu. Dużo tu elementów, które znamy z wcześniejszych książek autora i jego biografii : New Hampshire, niedźwiedź, stary pies, straszny wypadek samochodowy, zapasy, pisarz, wzmianki o Kurcie Vonnegucie, a jednak wszystko w całkiem nowej, zaskakującej aranżacji. Powieść jest porywająca i momentami przerażająca, historia, to jak na Irvinga przystało pasmo zbiegów okoliczności, które nie pozostawiają naszym bohaterom innego wyboru, jak tylko za nimi podążać i odnajdować się w coraz to nowych miejscach i sytuacjach.
Pokazane są silne więzi rodzinne i relacje między ojcem i synem, próba chronienia najbliższych przed złem i niebezpieczeństwami tego świata, co niestety nie zawsze jest możliwe. Ostatnią Noc...można nazwać sagą, pokazuje losy kilku pokoleń rodziny Dominica Baciagalupo, jej pochodzenie, wydarzenia, które złożyły się na jego narodziny, miejsce zamieszkania i nazwisko, które nosi, a także okoliczności, w których urodził się jego syn.
Dominic jest kucharzem w stołówce, w podupadającej osadzie flisaków i drwali Twisted River, w czasach, gdy era spławiania drewna powoli kończy się. Życie jest tam ciężkie, składają się na to zarówno warunki klimatyczne, jak i bardzo niebezpieczna praca. Nie ma czasu na subtelności, zażyłość między ludźmi, rytm tygodnia wyznacza praca, jedzenie w milczeniu, weekendowe popijawy, przemoc i liczne śmiertelne wypadki przy pracy, często z udziałem dzieci. Dominic, który sam uległ wypadkowi jako nastolatek, jest kaleką, mocno kuleje na jedną nogę, próbuje zapewnić lepsze życie swojemu synowi. Danny pracuje jedynie w kuchni, trzymany jest z daleka od spławiania drewna, jego głównym zajęciem ma być też nauka i czytanie, aby nadrobić ponad poziom lokalnej kiepskiej szkoły. Przez dzieci flisaków jest traktowany jak dziwak i często mu się za to obrywa, bo przechodzi gładko z klasy do klasy w przeciwieństwie do pozostałych. Dominic stara się chronić syna przed popijawami w osadzie i zbyt wczesną inicjacją seksualną.Pomimo trudnych warunków życia kucharz traktuje Twisted River jak dom, tu znalazła swoje miejsce jego matka, wysłana przez rodzinę, żeby urodzić nieślubne dziecko (Dominica), tu poznał i stracił swoją żonę i tu urodził się jego syn. Ostatecznie niefortunny wypadek, pomyłka Daniela sprawia, że muszą z osady uciekać i, że będą się ukrywać przez kolejnych pięćdziesiąt lat, próbując odnaleźć spokój i bezpieczeństwo w coraz to nowych miejscach. Czy kiedyś im się uda? Ciężko na to pytanie odpowiedzieć, nawet po skończonej lekturze, jak to bywa u Irvinga; nie wiemy czy dobre zakończenie można naprawdę nazwać happy endem, zadajemy sobie pytanie, czy nie przyszło za późno? czy bohaterowie musieli przejść przez tak wiele?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz