poniedziałek, 27 czerwca 2011

Służące


Do „Służących” Kathryn Stockett podeszłam trochę jak do jeża, stały na mojej półce od ponad roku, pomimo, że zachęcił mnie kiedyś opis na okładce trochę się bałam, że to będzie niezbyt mądre babskie czytadło, dlatego w końcu wybrałam tę książkę na podróż, do czytania w samolocie i na lotnisku. Jakże się zawiodłam, i to w najbardziej pozytywnym sensie, nie mogłam się oderwać i żałowałam, że już kończę czytać.
Autorce udała się naprawdę niełatwa sztuka, przybliżenia czytelnikowi, w wiarygodny sposób, stosunków jakie panowały pomiędzy czarnymi i białymi mieszkańcami amerykańskiego południa na początku lat 60 ubiegłego wieku. Książka trafia nawet do kogoś, kto ma na ten temat blade pojęcie i cóż, ukształtowane głównie przez amerykańskie kino i książki i to rzadko współczesne. Dorastając w Polsce, dawno temu oglądałam i czytałam "Przeminęło z Wiatrem", oglądałam "Północ-Południe", czytałam "Chatę Wuja Toma", w ostatnich latach czytałam i oglądałam "Smażone Zielone Pomidory" i oglądałam "Sekretne Życie Pszczół" i kilka innych filmów, których dobrze nie pamiętam. Oczywiście nie wrzucam wszystkich tych pozycji do „jednego worka”, chodzi mi po prostu o to, co ukształtowało moją, jak wspomniałam niewielką, wiedzę na temat.  Jednak Służące zyskują przede wszystki ze względu na swoją współczesność i na to, że w całości oddane są właśnie pokazaniu relacji czarno-białych, a także, ze względu na swoją wielowymiarowość, bo to również ważna książka o stosunkach między kobietami.
Narratorki w książce są trzy, dwie czarne służące i biała córka plantatora bawełny, na przemian obserwujemy ich odmienny punkt widzenia na różne sprawy, odbiór tych samych wydarzeń, a także wspomnienia i myśli.
Panienka Skeeter po powrocie do domu ze studiów, zupełnie nie potrafi się odnaleźć, marzy aby zostać dziennikarką, a nie o tym, żeby szybko wyjść za mąż jak jej przyjaciółki, które w tym celu przerwały naukę. Dodatkowo dziewczyna wyrosła w przekonaniu, że jest brzydka, nieatrakcyjna i za wysoka, nie pomagają też jej niesforne, poskręcane, sterczące włosy, a jej przezwisko z dzieciństwa (skeeter-komar) przylgnęło do niej na całe życie. Duży, pozytywny wpływ na to kim jest Skeeter wywarła jej czarna niania Constantine, o której tajemniczym zniknięciu dziewczyna próbuje się choć czegokolwiek dowiedzieć. Szukając pomysłu na siebie dziewczyna postanawia napisać książkę opisującą prawdziwe stosunki pomiędzy białymi a ich czarną służbą. Dzięki temu projektowi jej życie splata się z życiem dwóch czarnych służących Aibileen i Minny.
Aibileen nie jest typową służącą, jest piastunką wychowującą kolejne pokolenia białych dzieci, które kocha jak własne, ale zawsze odchodzi, aby zająć się kolejnym, kiedy osiągną ten wiek, gdy zaczynają traktować czarną niańkę jak ich rodzice-jak człowieka drugiej kategorii.
Minnie to doskonała kucharka o nieposkromionym temperamencie i niewyparzonym języku, przez który bezustannie ma kłopoty.
Na początku historii Skeeter pyta Aibileen czy chciałaby coś zmienić, jednak kobieta wydaje się po trochu zrezygnowana, pogodzona z losem i przestraszona. Jednak ta myśl i to pytanie nie daje jej spokoju, po jakimś czasie postanawia, że będą współpracować, aby stworzyć książkę, o której marzą, że coś zmieni, a do ich projektu przyłącza się też Minnie.
"Służące" raz po raz szokują, jesteśmy w latach 60, trwa wojna w Wietanamie, popularność zdobywają The Beatles i Bob Dylan, Martin Luther King walczy z dyskryminacją rasową, a stosunki na południu tylko formalnie nie są już niewolnicze. W miasteczku Jackson w Mississippi, czas się zatrzymał, kobiety ubierają się skromnie, wcześnie wychodzą za mąż i rodzą dzieci, a swoich służących, w większości mają za nic. Według inicjatywy jednej z wpływowych mieszkanek miasta rozpoczyna się projekt budowy osobnych toalet dla czarnej służby, która jak powszechnie wiadomo przenosi rozliczne zarazki i choroby...Czarnoskórzy mieszkańcy miasteczka giną przez nieodpowiednie warunki pracy, biali dokonują linczu na lokalnym aktywiście na rzecz praw kolorowych, na jego podwórku, na oczach rodziny.
Dużym plusem książki jest też język jakim posługują się pomoce domowe. Części książki opowiadane przez służące i przez Skeeter wyraźnie różnią się sposobem narracji i słownictwem, co dodaje całości wiarygodności i niewątpliwie wzbogaca ją.
Nie chcę zdradzać wszystkich szczegółów akcji i historii, a także, jak wspomniałam książka ma także zupełnie inny, uniwersalny charakter, po przez ukazanie stosunków między kobietami i ich cichej władzy. Tak jak pisałam na temat Ośmiu Zeszytów i ta książka pokazuje, że kobiety potrafią być wyjątkowo okrutne, po przez plotki i intrygii, z powodu zazdrości potrafią zniszczyć i wykończyć nawet najsilniejszych. Po co uciekać się do otwartej przemocy, jak można bezkrwawo zadać większy ból?
Przyjaciółka Skeeter z dzieciństwa, Hilly, to zło wcielone i oczywiście najbardziej wpływowa kobieta w miasteczku, to ona jest autorką „inicjatywy sanitarnej”, to ona potrafi zrujnować los każdej czarnej gosposi po przez plotki i pomówienia, potrafi nawet napiętnować swoją dawniej najlepszą przyjaciółkę i wykluczyć ją z „towarzystwa”, nie mówiąc już o wykluczeniu, kogoś z zewnątrz, kto według niej nie pasuje do lokalnej społeczności. Hilly otacza oczywiście wianuszek zaślepionych wielbicielek, które za nic jej się nie przeciwstawią i wiernie wykonują polecenia. Obserwujemy jak w tej małej, zamkniętej społeczności, która przecież odzwierciedla społeczność jakich wiele, muszą sobie radzić Ci, którzy zostali wykluczeni lub świadomie wybrali inną drogę.

4 komentarze:

  1. Mam tę książkę na półce od niedawna, z tego co piszesz zapowiada się ciekawie, trzy narratorki, klimat amerykańskiego południa lat 60 ubiegłego wieku, lubię takie historie :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Brennan wspominala mi o tej ksiazce, i mimo, ze wychowywala sie w Ameryce w latach 80tych to mowila, ze w domu jej babci bylo podobnie...tez musze koniecznie przeczytac ta ksiazke, zachecilas mnie jeszcze bardziej

    OdpowiedzUsuń
  3. Evita, książka ciekawa, jak napisałam, nie tylko ze względu na klimat amerykańskiego południa z lat 60, ale też ze względu na te babskie relacje, polecam z czystym sumieniem.

    Marta, to trochę przerażające, bo jak wspomniałam, mnie szokowało to, że to już lata 60, a niewiele się zmieniło...(Brennan babcia, ze strony taty, czy mamy, tak z ciekawości zapytam?)Z drugiej strony, jak obserwuję, jak niektóre rodziny na Cyprze traktują pracujące u nich Filipinki czy Lankijki, które tu przyjeżdżają do pracy, z własnej woli poniekąd, to cóż, szkoda gadać, widać, w niektórych jest ta potrzeba wywyższania się nad innymi i traktowania ich jak byle co, a do posiadania pomocy domowej najwyraźniej trzeba dorosnąć i mieć choć odrobinę kultury osobistej...

    OdpowiedzUsuń
  4. kupilam ksiazke i biore sie do czytanai a pozniej przedyskutuje z Brennan i napisze wiecej szczegolow

    OdpowiedzUsuń