wtorek, 7 czerwca 2011

Musicale, musicale

Tytuł przedstawienia z mojego ukochanego Teatru Muzycznego z Gdyni, sprzed wielu lat. Wychowałam się na musicalach i na teatrze muzycznym, do dziś często spotykam się z ludźmi, którzy musicali nie znoszą, ja tego nigdy nie zrozumiem. Moi rodzice bardzo lubią musicale i już jak byłam mała oglądaliśmy i nagrywaliśmy na video cokolwiek pokazała polska telewizja (cóż niewiele tego było, ach video:)), a, że Teatr Muzyczny mieliśmy dosłownie pod nosem, chodziliśmy do niego bardzo często, później miałam przyjaciółkę, której mama pracowała w Muzycznym jako inspicjentka i chodziłyśmy do teatru jak szalone, po kilka razy na te same przedstawienia, i co z tego, że przeważnie siedziałyśmy na schodach? W sumie z tych czasów zostało mi przekonanie, że teatr to nie jest coś od święta i że można chodzić do teatru równie często jak do kina, a także, może już gorszy nawyk, że nie trzeba się też stroić. Dopóki mieszkałam w Polsce wizyta w teatrze, w filharmonii i operze, to była konieczność przynajmniej raz na miesiąc-dwa, a każda premiera w Muzycznym nie do przegapienia. W musicalach lubię nie tylko muzykę, ale też dopracowanie szczegółów i kostiumy. Myślę, że moja duża sympatia do kiepskiego skądinąd i kiczowatego kina Bollywood też wynika głównie z miłości do musicali. (Choć kino Bollywood pełni też inną funkcję, według mojej przyjaciółki Wery to swoiste katharsis, człowiek się poryczy, pośmieje i skończy trzygodzinny seans trochę jak po praniu mózgu, a na pewno wyprany z uczuć i tego co go gnębiłoJ) Kocham też filmy muzyczne (wybaczcie moją egzaltację, ale naprawdę kocham), ostatnio z tęsknoty za chodzeniem do teatru postanowiłam odświeżyć  wspomnienia i obejrzeć wszystkie ulubione filmowe wersje musicali. Dodatkowo okazało się, że mój mąż, poza kilkoma musicalami, które obejrzał mieszkając w Cambridge i jeżdżąc do Londynu, nie zna właściwie żadnych filmowych wersji.
Obejrzeliśmy ostatnio:
Hair-mój numer jeden , fantastyczna muzyka, prosta, ale zawsze na czasie historia, film, który chyba najbardziej wpłynął na moją wczesną „młodość” i postrzeganie świata i sprawił, że w wieku lat 11 postanowiłam, że będę hippiskąJ, o tak, to postanowienie realizowałam przez kilka kolejnych lat, kilka lat niezwykle ciekawych doświadczeń i znajomościJ Jak miałam 13 lat zmieniłam szkołę podstawową i krążyły plotki, że rodzice przywieźli mnie z Afryki dlatego się tak dziwnie ubieram, he he, nie miałam łatwo z nauczycielami, ale, że dobrze się uczyłam, jakoś dawałam radę, w tym samym roku z dwa lata starszą koleżanką uciekłyśmy z domu, jeździłam na spotkania z księdzem Szpakiem, zarabiałyśmy z koleżankami na Monciaku w Sopocie plotąc tęczę z muliny, na włosach chętnych przechodniów, biegałam na bosaka po Trójmieście, trzy lata później pojechałam z kuzynką i jej znajomymi na Rainbow Gathering w Czechach...do tego wszystkiego myślę sobie, że mam bardzo tolerancyjnych rodziców, a mój mąż dodaje, że jak będziemy mieć córkę, która wda się we mnie, to ja będę z nią walczyć...

Hair w Teatrze Muzycznym, nie było moim ulubionym przedstawieniem, słabo wypadało w porównaniu do filmu.  To znaczy było dobre, ale film jest lepszy.
Jesus Christ Superstar- obejrzeliśmy przed Wielkanocą, bo w Polsce to tradycyjna pozycja w programie telewizyjnym tym okresie ( nie wiem czy w dalszym ciągu) i znów był to film, który obejrzałam najpierw dzięki rodzicom i wałkowałam go w kółko na video, choć nie aż tak jak Hair.

I znów klimaty hippisowskie, tak kiedyś przeze mnie podziwiane. Cudowna piosenka Marii Magdaleny, Teatr Muzyczny zabrał się za „Jesus ...” dwukrotnie, starej wersji nie było dane mi obejrzeć, bo byłam za mała, widziałam późniejszą, bez rewelacji. W starej wersji pojawiła się Małgorzata Ostrowska i Marek Piekarczyk z TSA.
Chicago, bardzo lubię film, uważam, że jest przezabawny, a aktorzy dobrani rewelacyjnie, w muzycznym Chicago wypadło jednak jeszcze lepiej, byłam dwa razy.

Skrzypek na Dachu-kolejny ukochany film i przedstawienie w teatrze, film, pomimo, że z 1971 cały czas fantastyczny w odbiorze, przedstawienie w muzycznym widziałam siedem razy...samo mówi za siebie, prawda? Nie potrafię powiedzieć, która wersja lepsza. Moja ulubiona piosenka to  „Sunrise, Sunset” i niestety nie raz maltretowałam nią koleżanki i dostawców w klubach karaoke w Chinach, maltretowałam, bo moje wykonanie do najlepszych nie należy. Dodatkowo bardzo miło wspominam, że mąż mojej przyjaciółki (och co za głos!) zaśpiewał mi tę piosenkę na naszej Imprezie pseudo-weselnej w Polsce i zawsze czekam z niecierpliwością i słucham z zapartym tchem (nie tylko ja) kiedy Jacek śpiewa „If I Were a Rich Man”!

Fame-obejrzeliśmy nową wersję, niestety była tak o niczym i w ogóle nie czułam nic do bohaterów, żadnej sympatii,  stary film podobał mi się bardziej. Bardzo dobre , dynamiczne  przedstawienie w Muzycznym, a dodatkowo miałyśmy z Werą i jej Mamuśką atrakcję w postaci oświadczyn na scenie, bardzo wzruszające! Werka stwierdziła, że po tych oświadczynach nie zadowoli się byle czym, książę, na białym koniu musi ją wyzwolić od złego smoka!
Kabhi Khushi Kabhie Gham- cóż, nie jest to klasyk gatunku musicalowego, ale bollywoodzka superprodukcja, wyciskacz łez (również tych ze śmiechu) i porywająca muzyka, dodatkowo we wspomnieniach, niezapomniana impreza przy dźwiękach muzyki z filmu z moimi przyjaciółkami.

Muszę dodać, że moje dwa ulubione musicale z wykonania w Muzycznym to „Człowiek z La Manchy” (obejrzane ponad 10 razy, „stara ekipa „ aktorów w teatrze) oraz fantastyczny „Sen Nocy Letniej” (obejrzany trzy razy, „nowa ekipa”) i w jednej z wersji obsady Steczkowska i pomimo, że podziwiam głos piosenkarki i śledzę jej poczynania od czasu pamiętnej „Szansy na sukces”, to aktorka z muzycznego była lepsza i zdecydowanie bardziej wytrzymała.  Hair i Sen Nocy Letniej zawdzięczają dużo, dużo Leszkowi Możdżerowi, bo to on odpowiadał za opracowanie muzyczne i według niego Sen, to nie musical, a trans-opera ( to określenie pojawiało się wcześniej w odniesieniu do Jesus CS).
Na uwagę w teatrze zasługiwał też Footloose, jednak filmu wpisuje się w film muzyczny, a nie musical i choć go lubiłam, Muzyczny wygrywa.


Z kolei musicale znane mi tylko z wersji filmowej, a które bardzo lubię to „Moulin Rouge”-jeden z moich ulubionych filmów ogólnie, mogę oglądać raz po raz, w nieskończoność oraz „Mama Mia”, co akurat było dla mnie dużym zdziwieniem, bo nigdy nie przepadałam za Abbą, a dzięki filmowi polubiłam, film zyskuje na pewno dzięki fantastycznej Meryl Streep i też katuję nim mojego męża, albo oglądam jak wychodzi obejrzeć mecz.


Hairspray- oglądaliśmy w zeszłym roku i nie zamierzam do niego wracać na razie, zarówno film pomimo fantastycznej obsady, jak i wersja teatralna zawiodły mnie, po prostu muzyka nie porywa. Musical widziałam w Szanghaju (w przednim towarzystwieJ), doskonale zrobiony, z niesamowitym rozmachem, ale nie należy do moich ulubionych.

Nasz projekt oglądania musicali jeszcze się nie zakończył, mamy w planach:
West Side Story-nie pamiętam zbyt dobrze filmu, nie jestem pewna czy widziałam, przedstawienie w Muzycznym pamiętam jak przez mgłę, mam sentyment do WSS, bo śpiewałyśmy kilka piosenek z musicalu z chórem.
Kabaret-fantastyczne przedstawienie w muzycznym I fantastyczny film, nie wiem co lepsze.
Grease-bardzo lubię film, dodatkowo miło wspominam śpiewanie piosenek z musicalu z chórem kiedy należałam do Ten Singu w YMCA. Muzyczny teraz się wziął za wystawienie, niestety nie będzie mi dane zobaczyć, co prawda będę akurat w Polsce, ale wybrałam balet „Eurazja” w Operze i Filharmonii Bałtyckiej, bo grają po raz ostatni, a dodatkowo odbiór łatwiejszy dla mojego męża, który nie zna polskiego.
Evita-bardzo lubię film, choć wiem, że było dużo krytyki pod jego adresem i wiem, że Madonna nie dała rady wyśpiewać wszystkich partii, ale lubię Madonnę, podoba mi się film, ale w porównaniu z Muzycznym wypada słabo.
Upiór w Operze-nigdy nie widziałam na żywo, film wiele lat temu, zamierzam powtórzyć.
Nędznicy-nigdy nie widziałam filmu i zamierzam to nadrobić, to było jedno z najlepszych przedstawień muzycznego, arcydzieło, najpiękniejsza kołysanka na świecie "Castle on a Cloud".
Tańcząc w ciemnościach- ach co tu dużo mówić, raczej lubię Von Triera, a Bjork to moja ulubiona piosenkarka, świetny film, tu już widzę nowy „projekt” powtórka  z Von Triera, dawno nie widziałam „Przełamując Fale” i bardzo chcę zobaczyć "Melancholię", ale czy zagrają na wyspie?
Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street- oglądam wszystko Tima Burtona, oglądam prawie wszystko z Johnnym Deppem i z Heleną Bonham-Carter (to często łatwo połączyć) zdecydowanie do powtórki, tym bardziej, że mąż nie widział!
Burlesque- przegapiłam w kinach, poczekam na dvd.
I na koniec, co widziałam w wersji teatralnej, ale nie w filmowej:
Cats-zupełnie do mnie nie trafia, pojechaliśmy obejrzeć dwa lata temu, warunki piękne, otwarty teatr na świeżym powietrzu, dobre opracowanie, ale nuda, nie podoba mi się wcale muzyka, wyszliśmy podczas antraktu.
Scrooge- doskonałe przedstawienie w Muzycznym, widziałam wielokrotnie i mogę oglądać i oglądać.
Olivier!-świetny Muzyczny
Szachy-naprawdę dobre przedstawienie w Muzycznym
Atlantis-niezłe przedstawienie w Muzycznym, ale bez fajerwerków
I...na pewno coś przegapiłam, ale cóż pamięć jest zawodna i wybiórcza, choć z drugiej strony, to co warte zapamiętania siedzi w głowie przez całe lata, bo niektóre z opisywanych przedstawień widziałam jeszcze jako dziecko.

2 komentarze:

  1. Pamiętam ta ucieczkę. Co to się wtedy działo...
    I tęczę też mi robiłaś. Ale to było dawno temu.
    ściskam gorąco
    olga

    OdpowiedzUsuń
  2. oj dawno,dawno, czas leci, starzejmy się, co robić:)ja też ściskam gorąco.

    OdpowiedzUsuń