środa, 15 września 2010

Specjalnie dla Justy

Kto lubi dokładne przepisy z miarami i wagami, tego u mnie nie znajdzie, raczej tworzę na bieżąco No może za wyjątkiem pieczenia, choć i tu często improwizuję i modyfikuję.
Niedzielna lazania ze szpinakiem, nie niej jestem wegetarianką, choć byłam przez trzy lata, ku utrapieniu części rodziny, ale nie mojej mamy. Tak to jest z moją mamą, że w zasadzie wszystko mi było wolno, ale pod warunkiem...Warunek w tym przypadku był taki, że mam sobie gotować, bo ona nie będzie robić dwóch obiadów, odpada też opcja jedzenia tego co z obiadu zostaje po odjęciu mięsa, więc jak będę sobie gotować proszę bardzo, bo w wieku lat 13 należy się zdrowo odżywiać (och jak to dawno był). Podejście mamy było mądre, bo obie jesteśmy uparte jak osły i żadna nie ustąpi nawet na milimetr (dwa zodiakalne byki), dobrze wiedziała, że nie wybije mi z głowy jak sobie coś postanowię, ja wiedziałam, że ona nie odpuści jak sobie postanowiła. I choć obecnie jestem mięsożercą to nie koniecznie na codzień i nie koniecznie latem.

Wracając do meritum, bo trochę mnie poniosło, przepis.
Dużą paczkę mrożonego szpinaku wrzucam na patelnię ( na Cyprze szpinak mrożony jest w całych liściach, nie mielony jak w Polsce, ale mielony też może być, polskiego, mielonego dwie paczki), podlewam odrobiną słodkiej śmietanki*, dodaję soli, pieprzu, odparowuję nadmiar wody, pod koniec gotowania żeby zachował smak i aromat dodaję ząbek czosnku.
Po wyłączeniu rozkruszyłam do środka jakieś 15 dkg Roqueforta i garść orzechów włoskich. W tym samym czasie przygotowałam sos pomidorowy, wzięłam mały kartonik zagęszczonego soku i puszkę pomidorów, robię dość sporo, rzadkiego sosu, bo nie gotuję makaronu i musi się w tym ugotować podczas pieczenia. Podgrzewam pomidory, dodaję sól, pieprz, szczyptę cukru, szczyptę cynamonu, sporo słodkiej papryki, jak już wyłączam sporo suszonej bazylii (jeśli doda się wcześniej sos będzie brunatny a nie ładnie czerwony).
I cóż, naczynie żaroodporne smaruję trochę oliwą, układam warstwę makaronu lazanie, na to część szpinaku (ja podzieliłam na cztery porcje), zalewam sosem i kolejna, na wierzchu powinien być szpinak z sosem, już bez makaronu i posypuję jeszcze tartym, żółtym serem. Przykrywam folią aluminiową, wstawiam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni, piekę jakieś 15 minut pod przykryciem, a potem kolejne 10-15 aż się ser przypiecze i ...bon appetit, świetnie smakuje z czerwonym winkiem, ale co nie smakuje z nim świetnie...

P.S. przepisy będę zamieszczać specjalnie dla mojej koleżanki Justy, która zawsze mnie
namawiała do napisania książki kucharskiej

P.S.2 powinnam była zrobić zdjęcie, ale któż by pamiętał...poprawię się

*moja mama ma teorię, że dodanie mleka lub śmietanki do gotowania szpinaku jest niezbędne, bo zawarty w nim kwas szczawiowy wypłukuje z organizmu wapń, więc dobrze jest go jednocześnie dostarczyć, nie wiem jednak czy to rzeczywiście się tak neutralizuje ładnie z gotowaniu, wątpię, jest to jednak, taka rzecz, którą robię „od zawsze”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz