Lubię mieć w lodówce i w szafkach kuchennych, różne składniki, które nie psują się szybko, na wszelki wypadek. Ten wszelki wypadek, to może być zwykłe lenistwo, albo przeziębienie, albo niespodziewani goście ( to kiedyś, bo na Cyprze mi się nie zdarzaL).
Zazwyczaj mam wędzonego łososia, lubię go w każdej postaci, na kanapkach, z jajkiem, we frittacie czy jajecznicy, sałatce, w cieście francuskim i z makaronem.
Ten makaron tak naprawdę nie potrzebuje przepisu, płat wędzonego łososia kroję na kawałki, podsmażam na suchej patelni, na jego własnym tłuszczu, dodaję kubeczek kwaśnej śmietany (to z kolei u mnie nie tak łatwy do dostania składnik, ale da się, niestety tylko 20% tłuszczu, rosyjską, ale kto mówił, że to dietetyczne danie?), doprawiam świeżo zmielonym pieprzem i dorzucam koperku (zawsze mam koperek w zamrażarce, jak nauczyła mnie mama, myję, suszę i siekam pęczek koperku i zamrażam w pudełeczku lub w woreczku i zużywam w miarę potrzeb).
Gotuję makaron (oczywiście al dente, mój jest zawsze bardzo al dente, nie znoszę rozgotowanego makaronu), jaki jest pod ręką, tym razem padło na tagliatelle ulubione mojego męża, wrzucam na niego sos i trochę świeżo utartego parmezanu i jest. Do tego kieliszek białego wina i już możemy leniuchować.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz