poniedziałek, 9 maja 2011

Cukiereczki


Cukiereczki Mian Mian przeczytałam, choć nie było łatwo, czekałam na coś więcej, a to więcej się nie pojawiło, choć momentami książka mnie wciągała. Na tak przemawia opis rzeczywistości w Chinach przełomu 80 i 90, na nie bohaterka naiwna i egzaltowana. Czytam o tym jak wielką rewolucję ta książka wywołała w Chinach i mam wrażenie, że pisarka chciała czytelnika zszokować i być może to jej się udało, ale co więcej?
Mam naprawdę mieszane uczucia. Odnajduję w książce to co znam z własnych obserwacji, innych książek o Chinach, rozmów ze znajomymi Chińczykami, z drugiej strony ten poetyczny grafomański bełkot, czyli język głównej bohaterki i jej ukochanego do mnie nie trafia.
Hong, młoda mieszkanka Szanghaju wstrząśnięta samobójstwem koleżanki ze szkolnej ławki porzuca szkołę i wyjeżdża do Shenzhen, miasta w prowincji Guangdong, stanowiącego specjalną strefę ekonomiczną. Tam dziewczyna zaczyna dojrzewać jak to określa, jej dojrzewanie przebiega po przez: śpiewanie w nocnych klubach, alkohol, sex, następnie narkotyki, pogarszającą się astmę, niszczącą miłość do Saininga, wyjazd do Pekinu i powroty do Szanghaju na kolejne odwyki i ciągłe wsparcie ze strony rodziców.
Mian Mian dobrze pokazała otwieranie się Chin na świat zachodni, zaczynając od całego syfu, który można naśladować. Wiarygodnie opisuje życie w Shenzhen, niestety zarówno to miasto, jak i Guangdong (Canton) to nie są najciekawsze miejsca do zwiedzania, choć przyciągają rzesze turystów na zakupy (zwłaszcza, że Shenzhen leży bezpośrednio za granicą z Hong Kongiem i nie potrzebujemy wcześniej załatwiać chińskiej wizy żeby się tam dostać). Niestety przyciąga też masę ludzi w poszukiwaniu pracy, a nie wszyscy ją dostają i często lądują na ulicy, jako bezdomni lub prostytutki, przyciąga rozmaitych złodziejaszków, sutenerów, handlarzy wszelakiej maści i profesji z zagranicy. Dla mnie to też jedyny region w Chinach gdzie nie czuję się do końca bezpiecznie, gdzie nie lubię sama chodzić w nocy, gdzie trzeba się wykłócać o cenę taksówki, gdzie w recepcji hotelu pewien Chińczyk złożył mi „propozycję nie do odrzucenia” i lepiej nie być samotną, białą kobietą. Na plus dla autorki oceniam też opis przemian w Szanghaju, pewne zadęcie tego miasta i tamtejszych klubów, białych polujących na „Chińskie laleczki” i naiwne lub wyrachowane kobietki polujące na laowaii (białych).
I tu dochodzę do tego co mnie drażni, drażni mnie naiwność i brak pomysłu na życie bohaterki i jej znajomych. Z drugiej strony dodaje to wiarygodności jej postaci, bo niestety Szanghajki są często wychowywane na puste, zimne, wymagające i wyrachowane, co ma im pomóc w życiu, Hong bynajmniej nie pomogło. Nasza bohaterka głownie chce się nawalić lub naćpać, w zasadzie nie sprawia jej to przyjemności, ale nie bardzo ma na siebie inny pomysł, jest zaborcza w stosunku do ukochanego, ciężko tak naprawdę jej wielką miłość nazwać miłością, bo z założenia niszczy obydwoje. Saining jest nie lepszy (choć nie wychował się w Szanghaju, a w obozie pracy, potem w Anglii, a jego matka mieszka w Japonii), żyje za pieniądze, które przysyła mu matka, brzdąka na gitarze i na skrzypcach, kocha heroinę i podobno Hong, a na pewno ją utrzymuje, przez większość czasu. W zasadzie kręcimy się wokół ćpania, chlania, szlajania po klubach, pisania, muzyki, odwyków, prostytucji. Pojawia się też temat AIDS i tu znowu uderza głupota niejakiego Żuczka, który nigdy nie używał prezerwatyw, bo nie lubi (zwłaszcza w Chinach, gdzie w wielu miejscach wydawane są darmowe środki antykoncepcyjne ze względu na politykę jednego dziecka). Autorka chyba trochę próbuje moralizować i pokazać nam, że to czy tamto jest złe, choć jej bohaterowie nie staczają się natychmiast, na początku próbują alkoholu czy narkotyków, a potem wpadają w nałóg z nudy. Z drugiej strony, jakbym nie miała żadnych pomysłów na życie i zainteresowań jak jej bohaterowie, to chyba najlepiej by było wiecznie chodzić nawaloną lub naćpanąJ
Cóż, nie czuję, żeby Cukiereczki coś szczególnego wniosły, ale też nie specjalnie mi zaszkodziły, ot jak komuś trafi w ręce można przeczytać. Co mnie denerwuje, to, to, że w Chińskich książkach i filmach (podobnie w kinie Koreańskim) i to nawet tych tworzonych przez kobiety królują naiwne kretynki, a to nie jest zgodne z prawdą, oczywiście są i takie, jak to w każdym kraju, ale czemu akurat z tego typu robić bohaterki? Jeżeli już z czegoś robić skandal obyczajowy, to może nie z tematyki książki (gdzie nie ma narkotyków, prostytucji i zbuntowanej młodzieży?), a raczej z przedstawiania kobiet jako bezwolne lub bezmyślne idiotki, i to piszę ja, która nie uważam się za feministkęJ
P.S. A najlepsze jest to, że zaczęło się lato i oficjalnie rozpoczęliśmy sezon na plaży, łącznie z pierwszymi kąpielami w morzu, a na plaży, jak się już utknie z książką, to się ją przeczyta, choć wolę utknąć z lepszą niż gorszą:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz