wtorek, 25 października 2011

Małże saganaki (Μύδια Σαγανάκι)

Najchętniej jadam ryby, krewetki, małże, ośmiornice i wszystkie inne stwory morskie, uwielbiam sałatkę z meduzy, ale jadałam takową tylko w Chinach, niestety nigdy nie spotkałam się z meduzą do kupienia w supermarkecie na Cyprze, a tym bardziej w Polsce. Wierzcie lub nie, mój mąż pomimo, że mieszka na Cyprze, nigdy za stworami z morza nie przepadał, krewetki wyglądają, uwaga  „jak karaluchy” i zajęło mi trochę czasu przekonanie go do ryb i owoców morza, ale jest coraz lepiej. Najgorzej jest z małżami, ale i te jada jeżeli są przygotowane z sosie o dość intensywnym smaku, natomiast nie podziela mojego entuzjazmu, gdy za każdym razem we francuskiej restauracji zamawiam małże po marynarsku i opycham się ile wlezie i przestałam już sobie obiecywać, że zamówię coś innego (próbuję innych dań od XJ).
Dziś prosty i szybki przepis na małże saganaki (które X jada ze smakiem). U mnie czasami można kupić świeże małże, ale trzeba wcześniej zamówić, najłatwiej kupić paczkę mrożonych i o to łatwo także w Polsce i takie tu wykorzystałam.



Małże saganaki (Μύδια Σαγανάκι)
Składniki:

500g małży mrożonych (obranych)
puszka pomidorów krojonych
1/2 szklanki białego wytrawnego wina
czerwona cebula
sól
pieprz
słodka i ostra papryka
rozmaryn (świeży lub suszony)
oliwa z oliwek
około 150g fety
opcjonalnie ząbek czosnku (ja do tego saganaki akurat nie dodaję, ale na pewno nie zaszkodzi)

Wykonanie:

Cebulę pokroić i zeszklić na oliwie, najlepiej na patelni, na której możemy potem zapiekać w piekarniku, małże wrzucić na sitko, opłukać, żeby się lekko rozmroziły i dodać do cebuli,  podgrzać przez chwilę, dodać wino i trochę odparować (nie chcemy żeby małże się rozpadły), dodać pomidory, doprawić solą (odrobinę, bo feta jest słona), pieprzem, co najmniej łyżeczką słodkiej papryki, szczyptą ostrej i dorzucić rozmaryn, doprowadzić do wrzenia, rozkruszyć fetę na wierzch i zapiekać w 180 stopniach aż feta się zrumieni, około 20 minut.

Podawać od razu z bagietką i sałatką.

Smacznego!

Ja do tych małży upiekłam bagietki (najpierw bagietki potem małże).Mam dwa przepisy na bagietki ,oba bardzo dobre, ale bagietki są zupełnie inne. Ta, na którą podam przepis, jest trochę wymagająca, jeśli chodzi o czas wykonania, to typowa francuska bagietka, bardzo chrupiąca, ale o wilgotnym miąższu, drugi przepis jest znacznie szybszy i mniej wymagający, ale bagietki są raczej ciabattowate, niedługo podam i drugi.

Bagietki chrupiące

Dzień przed pieczeniem przygotowujemy zaczyn:

110 g mąki pszennej
75 g wody
0,5 łyżeczki soli
1/4 łyżeczki drożdży suszonych

Wszystkie składniki mieszamy w misce. Przykrywamy folią i odstawiamy na noc w temperaturze pokojowej. (Ja wymieszałam wieczorem, wstawiłam do lodówki, wyjęłam rano przed wyjściem do pracy i upiekłam po południu jak wróciłam).

Rano (następnego dnia) dodajemy:

335 g mąki
225 g wody
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka drożdży instant
2 łyżki oliwy lub oleju

Wszystkie składniki mieszamy i wyrabiamy do uzyskania gładkiego ciasta. Jeśli jest zbyt luźne, można dać trochę więcej mąki. Ciasto jednak powinno być dosyć luźne.
Wkładamy do miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 2 h do wyrośnięcia.

Następnie dzielimy ciasto na 2 części, z każdej formujemy długą bułkę. Spryskujemy z wierzchu olejem. Układamy na dużej blasze na papierze do pieczenia i zostawiamy do wyrośnięcia na 30-40 minut. Wyrośnięte bagietki nacinamy ostrym nożykiem lub żyletką.

Piekarnik nagrzewamy do 220 st C. Kiedy osiągnie pożądaną temperaturę, na dnie umieścić kostki lodu (wrzucam do małej żaroodpornej miseczki) lub podczas pierwszych 15 minut pieczenia, spryskujemy piekarnik czystą wodą (można użyć spryskiwacza do kwiatów - dzięki odpowiedniej wilgotności, bagietki będą miały rumianą skórkę). Wstawiamy bagietki i pieczemy około 20-25 minut.

Polecam!


środa, 19 października 2011

Crumble

A co tam, będą dwa posty, bo się nudzę, a pisze mi się dobrze, a góry żarcia do opisania piętrzą się na zdjęciach. Tym razem na słodko. Bardzo lubię kruszonkę, kto nie lubi? Nie uważam jednak kruszonki za nieodłączny i obowiązkowy element ciasta drożdżowego, bo moja babcia robiła ciasto bez, ja robię i z i bez, ale z babcinego przepisu tylko bez, to byłby grzech coś zmieniać.
Tym razem jednak nie o cieście drożdżowym, a o crumble, czyli właściwie kruszonce z dodatkami. Pierwszy raz zetknęłam się z crumble w czasie studiów w Atenach, moja przyjaciółka, Francuzka, współlokatorka mojego męża robiła pyszne crumble z jabłkami, jej kruszonka była klasyczna maślano-mączno-cukrowa, ja z czasem zaczęłam dodawać płatki owsiane i oczywiście eksperymentować z różnymi owocami.
Moje ostatnie crumble to były czereśnie, morele i banany, ale dobre są każde owoce w szczególności kwaśne, proporcje też dowolne, łatwo dostosować w zależności od ilości osób jedzących, crumble najlepsze jest świeże, na drugi dzień kruszonka rozmięknie od owoców i będziemy mieć raczej słodką breję.
Crumble czereśniowo-morelowo-bananowe

morele około 500g
czereśnie około 250g
2 niezbyt dojrzałe banany
3 łyżki mąki
3 łyżki brązowego cukru (można mniej lub więcej w zależności od tego jak słodkie są owoce, których używacie)
sok z pół limonki

Morele kroimy w ćwiartki, banany w plasterki, pestkujemy czereśnie i mieszamy z mąką, cukrem i sokiem z limonki, odstawiamy i przygotowujemy kruszonkę.

100g masła
120g mąki
200g drobnych płatków owsianych
szczypta soli
50g brązowego cukru

Składniki mieszamy w miseczce, a właściwie rozcieramy palcami na grudki.

Do żaroodpornego naczynia wrzucamy owoce, na wierzch kruszonkę i pieczemy około 30-35 minut w 180 stopniach Celsjusza, aż masa będzie bąbelkować, możemy też wykorzystać małe naczynka do zapiekania, ale muszą być wysokie, bo inaczej masa owocowa nam „wyjdzie”.
Podajemy z dobrymi lodami waniliowymi i znika w pięć minut. Ja to crumble piekłam w domu, po czym okazało się, że jedziemy do teściów na souvlaki, więc jeszcze gorące wiozłam na podłodze w samochodzie, na macie kuchennej, a X w tym czasie pojechał po lody, dodatkowo w trakcie kolacji wyłączyli prąd i trzeba było serwować przy świeczkachJ

Makaron z wędzonym łososiem, najprostszy


Lubię mieć w lodówce i w szafkach kuchennych, różne składniki, które nie psują się szybko, na wszelki wypadek. Ten wszelki wypadek, to może być zwykłe lenistwo, albo przeziębienie, albo niespodziewani goście ( to kiedyś, bo na Cyprze mi się nie zdarzaL).
Zazwyczaj mam wędzonego łososia, lubię go w każdej postaci, na kanapkach, z jajkiem, we frittacie czy jajecznicy, sałatce, w cieście francuskim i z makaronem.
Ten makaron tak naprawdę nie potrzebuje przepisu, płat wędzonego łososia kroję na kawałki, podsmażam na suchej patelni, na jego własnym tłuszczu, dodaję kubeczek kwaśnej śmietany (to z kolei u mnie nie tak łatwy do dostania składnik, ale da się, niestety tylko 20% tłuszczu, rosyjską, ale kto mówił, że to dietetyczne danie?), doprawiam świeżo zmielonym pieprzem i dorzucam koperku (zawsze mam koperek w zamrażarce, jak nauczyła mnie mama, myję, suszę i siekam pęczek koperku i zamrażam w pudełeczku lub w woreczku i zużywam w miarę potrzeb).
Gotuję makaron (oczywiście al dente, mój jest zawsze bardzo al dente, nie znoszę rozgotowanego makaronu), jaki jest pod ręką, tym razem padło na tagliatelle ulubione mojego męża, wrzucam na niego sos i trochę świeżo utartego parmezanu i jest. Do tego kieliszek białego wina i już możemy leniuchować.
Smacznego!

wtorek, 18 października 2011

Pszenny lub orkiszowy chlebek z żurawinami

Ostatnio  jestem leniwa jeśli chodzi o pisanie, jakoś nie mogę się zabrać, jestem też leniwa jeśli chodzi o czytanie, ugrzęzłam w jednej książce, już od kilku tygodni, chociaż mi się podoba. I chociaż u mnie jeszcze lato, przynajmniej w dzień, to udało mi się paskudnie rozchorować, zapalenie zatok, antybiotyk, łóżko i jakoś powoli do siebie dochodzę. Cieszy mnie, że robi się chłodniej, po całym lecie upałów, połączonych z wyłączeniami elektryczności przyjemnie się ochłodzić. Myślałam, że jestem stworzona do gorącego klimatu, ale to chyba tylko przez klimatyzację i nie leczoną wcześniej niedoczynność tarczycy, bo to lato dało mi w kość.
W tej chwili jest trochę dziwnie, w dzień 25-30 stopni, ale wieczorami najwyżej kilkanaście. Plaże na pewno jeszcze pełne turystów, ja z przyjemnością wciągam skarpetkiJ
Dużo piekę i gotuję, ale często zapominam zrobić zdjęcia, ale i tak mam jeszcze tyle starych do opisania. Czytając blogi kulinarne dopada mnie chandra, zdjęcia polskiej jesieni i grzyby, cóż, tylko mogę pomarzyć...
Dziś chlebek z żurawinami, to takie coś pomiędzy chlebkiem i ciastem, lekko słodkie, lekko kwaśne, wilgotne i pyszne.
Przepis pochodzi z Pracowni Wypieków, Liska użyła mąki orkiszowej, niestety ta jest na Cyprze nie do zdobycia.

Pszenny lub orkiszowy chlebek z żurawinami   
75g drobnych płatków owsianych, plus dodatkowo ok. łyżki do posypania bochenka
175 suszonych żurawin
450g mąki pszennej chlebowej
1 ½ łyżeczki soli
1/2 łyżeczki cynamonu lub przyprawy do piernika
drobno starta skórka z mandarynki, klementynki lub pomarańczy
50g miękkiego masła
1 łyżeczka suszonych drożdży instant
olej do zagniatania
                                                                   
Płatki owsiane i żurawiny umieścić w misce, dodać 375 ml gotującej się wody. Zostawić na 15-20 minut, aż trochę przestygnie.
Do drugiej miski wsypać mąkę, sól, przyprawy i skórkę. Dodać masło, drożdże i mieszankę żurawin i płatków. Dokładnie wymieszać.
Zostawić na 10 minut, następnie olejem posmarować dłonie i blat, na którym będziemy wyrabiać ciasto (ja wyrabiam na dużej, plastikowej desce do krojenia). Zagniatać przez 10 sekund, następnie dać ciastu odpocząć przez 10 minut. Powtórzyć tę czynność jeszcze dwukrotnie. Przykryć ciasto ściereczką i odstawić na 30 minut.
Z ciasta uformować prostokąt, który ścisło zwinąć w bochenek, dokładnie sklejając miejsce łączenia na spodzie.
Ciasto przełożyć do keksówki o długości 19 cm (moja była większa) wysmarowanej olejem lub wyłożonej papierem do pieczenia. Odstawić na godzinę do wyrastania. Rozgrzać piekarnik do 220 st C. Wierzch bochenka posmarować wodą, posypać płatkami, delikatnie wcisnąć je w wierzch ciasta. Wzdłuż bochenka wykonać nożem nacięcie i piec 50 minut (piekłam około 40 minut).

Smacznego!

poniedziałek, 10 października 2011

Sałatka do pudełka-Kurczak, szynka serrano, soczewica i rukola

W zasadzie codziennie robię sałatki „do pudełka” to znaczy na lunch do pracy dla siebie i dla X. Czasem klasyki jak grecka, zwłaszcza, że zawsze można ją szybko wyczarować z tego co mam w lodówce, często jednak szukam nowych sałatek, bo mi się nudzą. Sałatka w pudełku jest mało fotogeniczna, ale co tam liczy się pomysł. Sos pakuję osobno, do słoiczka i dodaję w pracy. W zasadzie to będzie cały cykl sałatek do pudełka. Jedną z dobrych (niewielu) rzeczy na Cyprze jest całoroczny dostęp do świeżych i smacznych warzyw, nie mam problemu z paskudnymi pomidorami w zimie, więc sałatki są dobre cały rok.
Sałatka z kurczaka, szynki serrano, soczewicy i rukoli


Składniki:
pół czerwonej cebuli,  pokrojone w drobne plasterki
2 łyżki czerwonego octu winnego
3 łyżki oliwy z oliwek
Sól
pieprz
garść posiekanej pietruszki
3 dojrzałe pomidory pokrojone w kostkę
2 łyżeczki kaparów
250g soczewicy z puszki (puy lentil) lub jak u mnie zielona, suszona, ugotowana 4 plasterki szynki Serrano
dwie piersi kurczaka
rukola, około 100 gram

Wykonanie:
Jeżeli używacie suszonej soczewicy gotujemy ją w podwójnej ilości wody ( na filiżankę soczewicy, dwie, niepełne filiżanki płynu) z odrobiną soli lub w rosołku, około 15 minut i studzimy.
Kurczaka solimy, pieprzymy i obsmażamy na łyżce oliwy z oliwek, żeby się zrumienił, następnie dolewamy trochę wody, zmniejszamy moc palnika, przykrywamy i dusimy, około 7-10 minut, przewracając w międzyczasie, w razie potrzeby dolewając jeszcze odrobinę wody, na koniec , odkrywamy, zwiększamy moc palnika i odparowujemy wodę, obracając kurczaka, tak aby ładnie pokrył się sosem powstałym w czasie duszenia, odstawiamy do wystudzenia, po czym kroimy w plasterki.
Układamy w misce rukolę, soczewicę, pomidory, kapary, cebulką, kurczaka i szynkę, pietruszkę i polewamy sosem z octu i oliwy, szczypty soli i pieprzu, lub mieszamy sos w słoiczku i zabieramy do pracy, jak to było w moim przypadku.

Smacznego!

wtorek, 4 października 2011

Chlebek bananowy Sophie Dahl

Nie wiem czemu dopiero teraz piszę o tym cieście, jest pyszne, ostatnio moje ulubione, a ja nie zachwycam się bardzo ciastami, od czasu, kiedy upiekłam je po raz pierwszy, często mam na nie ochotę i piekę, pięć minut roboty, godzina w piekarniku, polecam! Pyszne samo, dobre z masłem, albo dżemem pomarańczowym.

Chlebek bananowy Sophie Dahl
Przepis pochodzi stąd: Chlebek bananowy Sophie Dahl

4 bardzo dojrzałe banany
150 g brązowego cukru
1 jajko, rozbełtane
75 g miękkiego masła
1 cukier waniliowy
170 g mąki
szczypta soli
1 łyżeczka sody

Piekarnik nagrzać do 180 st C.
Podłużną formę o długości 23 cm posmarować masłem i posypać tartą bułką lub mąką (moja foremka jest dłuższa i ciasto wychodzi trochę niższe).
Banany rozgnieść widelcem, połączyć z cukrem, jajkiem, masłem (ja masło rozpuszczam) i wanilią.
Mąkę wymieszać z solą i sodą i dodać do bananów. Dokładnie wymieszać.
Wlać do formy, wstawić do piekarnika i piec godzinę.
Ciasto początkowo rośnie bardzo opornie, nie należy się tym przejmować. Później powinno wypełnić całą blachę.
Po upieczeniu ostudzić w formie.

Smacznego!